Biegłam przez ciemny las, co chwilę potykając się o wystające z ziemi korzenie. Siłą woli zmuszałam się do postawienia kolejnych kroków, na które nie miałam już sił. Ból, którym promieniowało całe moje ciało był tak okropny, że chciałam krzyczeć wniebogłosy.
Nie wiedziałam, ile biegłam. Kilka minut, może kilka godzin. Czas przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Wiedziałam, że mi się nie uda. Że najprawdopodobniej ten las będzie moim grobem, ale mimo wszystko chciałam spróbować ten ostatni raz zawalczyć o swoje życie.
Czułam, jak z moich dłoni i kolan leci ciepła, lepka krew. Jak każdy krok, każde uderzenie serca sprawia mi niemiłosierny ból.
W ciszy nocy było słychać tylko mój przerywany, świszczący oddech i miarowe kroki niedoszłego mordercy. Były one coraz bliżej, coraz bliżej, co raz ...
... były tuż za mną.
Napastnik pewnym, szybkim ruchem chwycił mnie od tyłu, przyciągnął do siebie i zatkał dłonią usta.
Zamknęłam oczy, szykując się na ostateczny cios, który zakończy moje marne życie, lecz zamiast tego usłyszałam ciepły, męski głos.
- Nie bój się, Gwiazdeczko. To ja. To tylko ja
Poczułam, jak moje ciało się odpręża. Jak oddech powoli wraca do normy. Otworzyłam oczy, by zobaczyć mojego Anioła Ciemności. Moją Śmierć.
Spojrzałam w czarne tęczówki, w których malowała się czysta miłość. Mając taki obraz przed sobą, z błogością zatopiłam się w nicość.